Nieco niedospani, ale w zaskakująco dobrej formie zebralismy się rano z pokoju a gratisowe sniadanie. Oczekiwania były wieksze niż to, co otrzymaliśmy – herbata, kawa, tosty (wywalczone po klotni z obsluga), troche dżemu i jogurt. No i kilka bananow, glownie z mysla o Stasiu wziętych. Generalnie padaka. Co nasuwa mi powazne wątpliwości, co do moich „proteinowych czwartkow” – raczej w pelnie miesnie to ja się tutaj nie wyżywię… Ani nawet w pelni rybnie, ani jogurtami 0%, itp. Chyba będę musial zawiesic i po powrocie zrobic sobie higieniczne „uderzenie Protal” dla oczyszczenia organizmu z tłuszczu i węglowodanów :) Bo jak tutaj jesc rozsądnie, gdy wszędzie serwują ryż?! Całe szczęście jest tak gorąco, że nie bardzo chce się jeść. Wczoraj na pocieszenie kupielm sobie lokalne chipsy rybne, na których było napisane, ze to znakomite źródło rybiego białka. No coż, zobaczymy jak to będzie. Mam nadzieje, ze wiecej niż 73 kg nie będę ważył po powrocie. Inaczej spisuję wyjazd na straty!
Jeśli chodzi o podróz do Railay, to na pewno idealnie sprawdzila się opcja wykupienia pakietu „pokój+przejazd”, coś czego dotychczas nie praktykowaliśmy ze względów ideologiczno-oszczednosciowych. A tak – wyszliśmy z hotelu, zabrali nas busikiem na przystan, Tam na lodke i w droge. Lodz duza, kabina klimatyzowana (jak szalona, ale na szczescie mielismy bluzke, czapeczke i kocyk dla Malego. Doplynelismy troche przed poludniem. Nieprawdopododobne, ile mamy rzeczy! Nie wiem, jak się udaje innym ludziom z maluchami mieć mniej – może nie sikajado pieluchy, tylko pod siebie? Albo jedza Green curry z krabami zamiast obiadków Gerber?
Pierwsza porcja bagazu...
I druga :-D
Zalogowalismy się w knajpce i wyruszyłem na poszukiwanie noclegu. Ku mojemu niepomiernemu zaskoczeniu prawie wszedzie było pelno! I to nawet w takich na maxa wypasionych resortach, gdzie zajrzałem przez pomylke – pokoj za 800 PLN to nawet dla dziecka za drogo :)
Na szczescie po półtorej godziny poszukiwan (i wyrzutów sumienia, ze tyle to trwa, podczas gdy Marta sama ze Stasiem zostala przy plazy) znalazłem 3 opcje. Bungalow za 700 BHT – klasyka gatunku, drewniany, na wysokim podeście, maly i generalnie w stylu backpareskim. Pokoj z widokiem na basen, a w zasadzie na jakas sadzawke, wielki, z Klima, szklanymi drzwiami z kiepskim zamkiem i lazienka z wanna za 2000 i jeszcze jeden pokoj podobny, tylko mniejszy i bez wanny. Skonczylismy zas w domku przy basenie, drewnianym i ladnym, za 2200 BHT. Nie jest tanio, takie wakacje wczasowe troche, bo i basen, i jakies rodziny z dziećmi, ale za to czysto przynajmniej, sciela łóżka i zmieniaja reczniki codziennie, no i śniadania są z prawdziwego zdarzenia. Omlety rozmaite, jajecznica, nawet nieco mieska! Do tego naturalnie napoje i owoce, co szczególnie podoba się Staszkowi, który zakochal się w arbuzach. My te milość tylko podsycamy, bo arbuz to w sumie sama woda, a dziecko nam rosnie wiecej niepijace, wiec chociaż niech tak przyswaja plyny. Dodatkowy bonus to możliwość ściskania kawałków arbuza na miazge mala raczka :)
Samo Railay to nie jest jakis szal – dwie plaze, wschodnia i zachodnia (po dwoch stronach półwyspu), wszedzie resorty mniej i bardziej atrakcyjne, wszedzie knajpy, wszedzie mini markety przyosrodkowe, gdzie jest drogo i nie za bogato z wyborem… Wszedzie jest zreszta drogo, jak to w kurortach. Ale okazalo się, ze nasza hotelowa knajpa nie dosyc, ze daje rade rano, to i wieczorem jest godna polecenia. Bardzo zacne szaszłyki warzywno-rybne serwuje w znośnej cenie, szczególnie jak się doda do tego nielimitowany bar sałatkowo-deserowy. Nie wynieslismy salatki w wiaderku na potem (wiem, ze niektórym na pewno przeszla taka mysl przez glowe), ale za to wciągnęliśmy po 4 smazone banany na przykład. A Staszek rozgniotl chyba z 15 kawalkow arbuza :)
Dla Staszka wielka frajda jest basen, w którym wydzielono czesc plytka i do ktorej po ubraniu w kapoczek go wkladamy. Jest szalenie zadowolony, przebiera nogami, wrzuca kamyki i patrzy jak spadaja na dno, chlapie i piszczy – no po protu szczescie malego czlowieka nie zna granic!
W wodzie...
I na brzegu :)Podstawowa atrakcja regionu jest wspinaczka – dlatego tak z synem się upieraliśmy, żeby tutaj przyjechac. Nie wyobrażaliśmy sobie innego scenariusza. Jednak na miejscu okazalo się, ze on jest za maly, ja mam problemy z reka (a i noga tez, bo strasznie stłukłem sobie paznokiec w duzym palcu gdy niosłem 500 kg naszych bagazy), wiec jedyna, która chcąc nie chcąc, może się wspinac jest Marta.
A skoro tak, to konieczny jest zakup przewodnika wspinaczkowego po regionie – jak na Jurze będzie padalo to zawsze można się wyrwać na weekend w region Krabi :)
Wstepny plan (ugadany w szkole wspinania) zakładał, ze Marta pojawi się o 9:00 na scianie. Niestety o 9:15 to ja nas dopiero zagnalem na sniadanie, wiec popołudniowe skalki o 14:00 były jedynym dostępnym wyborem. Co się ziściło – Marta się wspinala, na początku traktowali ja nieco z rezerwa, by nie powiedziec pobłażliwie (jako, ze większość ludzi tam, to jednodniowi wspinacze, którzy szukaja odmiany od drinkow z palemka i smazenia się na piasku). Ale po kilku wejsciach już traktowali ja powaznie, a na koniec zrobila piekne, dlugie i wysokie wejscie z przewieszka (fachowo zwane dachem”), na jakie żaden ze wspinaczy kursowych, którzy okupowali sciane by się nawet nie marzyl porywać.
I to chyba wszystko na razie – jutro planujemy jeszcze się wspinac, może obejrzec grote diamentowa, może chwilke poleżeć przy basenie… dzien jak co dzien…
Aha, na koniec jedna samokrytyczna uwaga – już dwa razy snila mi się praca… Pierwszy raz w zyciu cos takiego mi się przydaza, ja generalnie nie pamiętam co mi się sni. Teraz zcale szczescie szczegółów tez sobie nie przypominam, ale sam fakt, ze wiem co to było mnie niszczy. Chyba po powrocie mam trzy wyjscia – wizyta u specjalisty i bateria srodkow psychotropowych, nastepny urlop, żeby zapomniec o pracy bardziej, albo wygrana w totka i zapomnienie o pracy na zawsze Ja celuje w ten trzeci wariant, ale czy się uda – nie wiem...
poniedziałek, 22 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Leszek, a może to były dobre sny? Pozdrowienia z biura :)
OdpowiedzUsuń