środa, 10 lutego 2010

Za tydzień...

...wyrywamy się na swobodę, słońce, pad thai i green curry, ciepłe morze, rybki i rafy, plażę, relaks i na zakończenie mały shopping :) Ciekawe, jak Staszek zniesie długą podróż, jet-lag i zupełnie inny świat. Mam nadzieje, że mu sie spodoba - zreszta innej opcji nie widzę. Jesli mu się nie spodoba, to i nam może się wyjazd nie za bardzo podobać, a tego bysmy nie chcieli :)

Tymczasem jestesmy poza wirem przygotowań, bo zamiast jak ludzie zająć się w pracy organizowaniem istatnich rzeczy do wyjazdu, musimy się zajmować pracą! Nic to, może wieczorem sie uda - musimy jeszcze załatwic ubezpieczenie turystyczne, wykupić recepty na niezbędne leki (tak na wszelki wypadek).

Dla wszystkich śledzących, ale nie obeznanych z najnowszymi informacjami:
- miało byc Bali, ale będzie południowa Tajlandia
- miało byc z Jaśkami, ale będzie tylko nas troje
- miało byc stacjonarnie, ale będzie mobilnie

Ta ostatnia kwestia jest przyczyna sporów między mną a Martą - czy jesli lecimy do Singapuru, potem na Phuket, potem jedziemy do Railey, potem na 3 dni na łódź nurkową, potem na Koh Lantę, potem może na chwilkę na Koh Phi Phi i wreszcie wracamy do Singapuru - to czy to jest wyjazd stacjonarnym czy mobilny? Czas pokaże :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz